Czy zastanawialiście się kiedyś na tym, czy bycia rodzicem trzeba się nauczyć? Zanim nie zostałam mamą, nie miałam pojęcia, jak wiele rzeczy każda mama musi wiedzieć. Czym karmić dziecko, jak je myć, jak opatrzeć ranę, co oznacza gorączka, co robić, kiedy zachoruje… i tak dalej. Jest tego niezliczona ilość, ale jakoś sobie z tym radzimy. Wcześniej czy później bowiem dowiadujemy się tego, bo jest to ważne dla zdrowia naszego dziecka. Przychodzi nam to całkiem naturalnie, z doświadczeniem, radami, rozmowami z innymi mamami, z pomocą książek na temat opieki nad dzieckiem.
Niemożliwy zawód (według Freuda)
Ale czy to wystarczy? Na początku myślałam, że tak. Że jeśli dziecko będzie zdrowe, to reszta przyjedzie sama. Tym bardziej, że dzieci wychowuje się od ponad stu tysięcy lat, więc nie powinno być to nic trudnego. Tylko że dziecko nie sprowadza się jedynie do swojej fizyczności. Wprost przeciwnie. A przecież z zewnątrz może się wydawać, że bardziej troszczymy się o jego rozwój fizyczny (samo zdrowie) niż psychiczny. No może nie zupełnie, ale na pewno więcej wiemy na ten temat. W zdrowym ciele zdrowy duch? Ale co z jego rozwojem emocjonalnym? Funkcjonowaniem psychiki? Działaniem mózgu? Dlaczego w żadnym momencie się tego nie uczymy? A jeśli nie mamy informacji na ten temat, to jak możemy zagwarantować dziecku prawidłowy rozwój? Czy i Wam wydaje się to paradoksalne? Żeby wykonywać jakąkolwiek płatną pracę należy skończyć kursy, przejść szkolenia, udowodnić, że się do danego zadania nadaje… Natomiast rodzicem staje się od tak, bez konieczności nauczenia się czegokolwiek, bez udowodnienia, że ma się do tego odpowiednie kwalifikacje. Freud pisał, że zawód rodzica jest zawodem niemożliwym. A jednak wykonujemy go wszyscy, z większym lub mniejszym sukcesem.
Nie chcę eksperymentować na własnym dziecku
Im więcej czytam na ten temat, tym bardziej jestem przekonana, że bycia rodzicem trzeba się nauczyć. Nie wystarczy postępować metodą prób i błędów, zbyt duże ryzyko wchodzi w grę. Nie chcemy przecież eksperymentować na własnym dziecku… Ja w każdym razie nie chcę, mam nadzieję, że Wy też nie:). Dlaczego tak ważne wydaje mi się zrozumienie jak funkcjonuje dziecko, jego mózg, jego emocje? Żeby wiedzieć, jak reagować na zachowania mojego dziecka i dzięki temu stać się świadomym rodzicem. (Dlatego właśnie postanowiłam porządnie przeszkolić się w tej dziedzinie, uzyskując kwalifikacje z psychologii dziecięcej. Ale o tym może kiedy indziej.) Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że wychowanie dziecka jest w gruncie rzeczy dużą odpowiedzialnością. I mimo że się starają, że robią jak najlepiej, w miarę swoich możliwości, często nie mają odpowiedzi na pojawiające się w życiu sytuacje. Jak zareagować, kiedy dziecko płacze? Kiedy krzyczy? Albo odmawia tego, o co je prosimy?
(I nie jest to w żaden sposób ich wina, bo rodzice, ani dzisiaj, ani wcześniej, nie zostali przygotowani do reagowania na podobne zachowania. Tylko że istnieje różnica między nami a naszymi rodzicami, którzy na ogół reagowali krzykiem, groźbami, karami. Dzisiaj większość informacji jest w zasięgu ręki: książki, artykuły, szkolenia. I jedyne, co może nas przed nimi powstrzymać, to brak czasu. Ale czas na pewno się znajdzie, w zależności od naszych priorytetów. A dzieci przecież do nich należą, prawda?)
Znaczenie naszych wyborów
Często sobie powtarzam, że wychowanie dziecka jest zbyt poważną sprawą, żeby powierzyć ją przyszłym rodzicom bez instrukcji obsługi. Bo to przecież do tego się sprowadza. Pewnego dnia znajdujemy się w domu z płaczącym niemowlęciem i albo je przytulimy, albo odłożymy jak najdalej od siebie, mając nadzieję, że w końcu samo się uspokoi. I od tego co zrobimy w tym momencie, oraz we wszystkich następnych, będzie zależało, jaką osobą stanie się nasze dziecko. Ale o tym za chwilę.
Przykład naszych rodziców
Czy zdążyło Wam się zauważyć, że zachowujecie się tak, jak Wasi rodzice? Kiedy ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że użyłam tego samego wyrażenia i tonu głosu, zwracając się do Jaśka, dosłownie mnie zatkało. Jakbym słyszała moją Mamę. I nie chodzi wcale o to, czy to co powiedziałam do syna było pozytywne czy nie (czyli czy zgadzam się z wychowaniem, jakie od Mamy otrzymałam), nie. Problem (dla mnie) leży zupełnie gdzie indziej. Oznacza to bowiem, że nie jestem wolna w moich reakcjach, imituję model wyniesiony z dzieciństwa. Jestem więc uwarunkowana przez coś, nad czym nie panuję. I tego, jako osoba, która zawsze chciała sama o sobie decydować, nie mogę zaakceptować. (Oczywiście o wiele łatwiej jest, kiedy sobie tego pytania nie zadajemy. Tylko co wolę: wychowanie świadome czy nie?)
Naśladowanie czy nienaśladowanie?
Ktoś może mi powiedzieć, że nie każdy naśladuje zachowania własnych rodziców. Bo często jest właśnie na odwrót. Tak, tylko że to na to samo wychodzi. Albo imitujemy zachowania rodziców w stosunku do własnych dzieci, albo je odrzucamy. Na przykład: jeśli nasza mama była surowa, to ja, żeby nie być jak ona, będę taka kochana, że tylko do rany przyłóż. Albo jeśli ojciec wszystkiego mi zakazywał, ja nigdy niczemu dziecku nie zakażę. Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy całkowicie podporządkowani modelowi z dzieciństwa. Odrzucając zachowanie rodziców, naszym punktem wyjścia jest, jakby nie było, właśnie ono: odrzucane przez nas zachowanie rodziców, które przyswoiliśmy sobie w dzieciństwie. Bo to wobec niego ustosunkowujemy się, starając się reagować przeciwnie.
Postęp w dziedzinie neuronauki
No dobrze, ale co jeśli jesteśmy zadowoleni z wychowania, jakie otrzymaliśmy od rodziców? Udoskonalmy je. W ostatnich latach neuronauka dokonała niesamowitych postępów w znajomości funkcjonowania mózgu. Nasi rodzice najprawdopodobniej tymi danymi nie dysponowali. Wychowywali nas jak umieli najlepiej w świetle informacji, do których mieli dostęp. Wcześniej myślano, że mózg rozwijał się jedynie w okresie dzieciństwa i to pod wpływem genów. I że w wieku dorosłym nie zachodziły w nim już żadne zmiany. Że neurony to komórki, które się nie regenerują. Otóż dzisiaj, dzięki neuroobrazowaniu wiemy, że każde nasze przeżycie przyczynia się do powstawania nowych połączeń w mózgu. Dzięki nim tworzą się i przekształcają nowe sieci neuronów. Mózg jest więc plastyczny, giętki, podatny na zmiany. Oznacza to, że my, rodzice, mamy ogromny wpływ na połączenia w mózgu naszego dziecka, i że od nas zależy, jaką osobą się ono stanie. Na przykład: agresywni rodzice wychowują agresywne dzieci. Dlaczego? Bo agresywne zachowanie rodziców wywołuje u dziecka stres. I to dziecko będzie reagowało agresją na stresujące dla niego sytuacje (brak wydzielania się oksytocyny w mózgu).
Świadomy rodzic
Co więc zrobić? Czytać, uczyć się, szkolić. A także kwestionować, wątpić, sprawdzać. Im więcej wiemy, tym bogatsze wychowanie ofiarujemy naszym dzieciom. I przede wszystkim: nie popełnimy błędów, które popełniali nasi rodzice, wychowując nas na oślep, metodą prób i błędów. Sam fakt, że czytasz ten artykuł już wiele znaczy. Mam nadzieję, że zachęcił Cię do refleksji. Jakiej? Podziel się nią z nami pod tekstem.
Jeżeli miałybyście ochotę podzielić się z nami Waszymi refleksjami, serdecznie Was do tego zapraszam, poniżej w komentarzach artykułu.
Ja zamierzam się uczyć odpowiednio wcześniej, bo na razie absolutnie nie czujemy się z żoną gotowi.
Gdyby tylko więcej przeszłych tatów (i mam) miało taki odpowiedzialny stosunek do bycia rodzicem… Pozdrawiam serdecznie!
Nie chcę popełniać tych samych błędów, co tysiące innych osób. I to tylko przez lenistwo. Od zdobywania wiedzy nikomu się krzywda nie stanie, a może nawet uniknąć skrzywdzenia swoich dzieci w sposób, o którym nie będzie mieć nawet pojęcia.
Zdobywając wiedzę, rozwijamy się. Wynikają więc z tego same korzyści: dla nas, dla dziecka, dla naszej wzajemnej relacji. Uczymy się wielu rzeczy, uczmy się także bycia rodzicem☺. Pozdrawiam serdecznie!
Nasuwa się pytanie – czemu nie ma konkretnej edukacji np. w szkole – na temat wychowania? :/
No właśnie, dlaczego nikt nas nie uczy bycia rodzicem? Może społeczeństwo jeszcze do tego nie dojrzało? Bo uważa się, że jest to sprawa prywatna? I stanowi część rozwoju osobistego każdego człowieka? Tak, to ciekawe pytanie ☺. Pozdrawiam serdecznie!