Ostatnio wysłuchałam bardzo ciekawej konferencji Isabelle Filliozat na temat reakcji rodziców na niektóre zachowania dzieci, na przykład na płacz. Kiedy dorosły słyszy płacz dziecka, najczęściej stara się mu ulżyć. Bierze je na ręce, przytula, uspokaja. Jakiś czas temu neronaukowcy odkryli, co jest odpowiedzialne za taką reakcję. Ale zauważyli także, że nie wszyscy dorośli reagują w ten sam sposób. U osób manifestujących troskę o dziecko wydziela się oksytocyna. To ona wyjaśnia potrzebę zaopiekowania się dzieckiem. Jednak u niektórych zamiast oksytocyny płacz wywołuje stres i pojawienie się kortyzolu. Pociąga ono za sobą przemoc wobec dziecka. Czym spowodowane są odmienne reakcje na to samo zjawisko?
Reakcje na stres
Reakcje na stres: atak, ucieczka, inhibicja (nieruchomienie) są związane z działaniem jądra migdałowatego. Co się dzieje, jeśli płacz dziecka (nie tylko noworodka) wywołuje u rodzica stres? Zacznijmy od ataku. Rodzic (czyli ja) staje się agresywny. „Przestań już, czemu się mażesz? Ciągle tylko ryczysz i ryczysz, nie mogę już z tobą wytrzymać! Mam tego/ciebie dość! W czym sobie zasłużyłam na takiego bachora?” Następnie ucieczka. Odwracam się i odchodzę, żeby nie musieć stawić czoła problemowi. Albo odsyłam dziecko do swojego pokoju. W ten sposób także unikam trudnej sytuacji. Mogę również znieruchomieć: zatrzymuję się, jakbym nagle wrosła w ziemię (działanie układu parasympatycznego).
Próbuję przypomnieć sobie, w jaki sposób zareagowałam na ostatnią złość Jaśka. Czy podniosłam na niego głos? Czy wyszłam z pokoju? Na ogół jednak rzadko wyprowadza mnie z równowagi. Sama już nie wiem, czyja większa w tym zasługa: jego czy moja.
Dlaczego niektórzy rodzice reagują stresem?
A wróćmy do naszych neuronaukowcow. (Badania zostały przeprowadzone przez wiele ekip, w tym także w Stanach Zjednoczonych, w Szwecji i w Chinach). Kiedy poddano dorosłych testowi z płaczącym dzieckiem, u jednych wydzieliła się oksytocyna, u innych pojawił się stres. Skąd ta różnica? – zastanawiali się badacze. Przyczynę odmiennych reakcji znaleźli w dzieciństwie uczestniczących w eksperymencie osób.
Okazało się, że osoby, które na zachowanie dziecka reagują bez przemocy (fizycznej, słownej, psychicznej), otrzymały w dzieciństwie od swoich rodziców dużo oksytocyny. Oznacza to, że za każdym razem, kiedy było mi źle, kiedy płakałam, rodzice starali się wysłuchać moich uczuć i potrzeb. Przytulali mnie i zapewniali o swojej dyspozycji, a w moim mózgu „strefa emocjonalna” łączyła się ze „strefą przedczołową” (w uproszczeniu). Kiedy więc moi rodzice traktowali mnie z miłością, wytwarzały się receptory oksytocynowe.
Piszę w pierwszej osobie, bo mam nadzieję, że należę do osób, które w dzieciństwie dostały od rodziców dużo miłości i zrozumienia. Ale, prawdę mówiąc, nie pamiętam, jak to było. Może nigdy nie płakałam, bo byłam z natury grzeczna (co nie istnieje) i nikt nie musiał reagować stresem na moje złe zachowanie? A może wymazałam to z pamięci? Przydałaby się więc psychoanaliza, żeby tę sprawę (i nie tylko tę) wyjaśnić:).
Nigdy za dużo czułości
Za każdym razem, kiedy przytulamy dziecko, przyczyniamy się do tworzenia receptorów oksytocynach w jego w mózgu. Sprawi to w przyszłości, że i ono będzie reagowało pozytywnie, a nie stresem i przemocą. Bo jeśli w dzieciństwie dostaliśmy dużo czułości i miłości, teraz z łatwością wydzielamy oksytocynę, między innymi, słysząc płacz czy cierpienie dziecka. Jeśli nie, to powodują one u nas stres i jedną z trzech wymienionych wyżej reakcji. Są to zachowania czysto somatyczne, w związku z wywołanym u nas stresem. Mała ilość receptorów oksytocynowych sprawia więc, że na każdą większą emocję, odpowiadamy stresem. Nie umiemy regulować naszych reakcji. Zamiast refleksu, żeby przytulić i wysłuchać dziecka, coś popycha nas do agresji i ataku wobec niego.
Chyba trochę się powtarzam, ale wydaje mi się to bardzo ważne, więc lepiej więcej niż mniej.
Przemoc wobec dziecka, dlaczego właśnie atak?
Najczęstszą reakcją rodziców, którzy nie mają wystarczającej ilości oksytocyny, jest atak. Dlaczego? Dlatego, że taki rodzic chce dobrze dla swojego dziecka, ale nie wie, jak to zrobić. Bardzo często są to rodzice, którzy martwią się o dziecko i którym zależy na jego dobru. Dowodem na to jest właśnie fakt, że taki rodzic zostaje, zamiast uciec. Zostaje z dzieckiem, bo pragnie mu pomóc, ale czuje się bezsilny wobec zachowania swojej pociechy. Mózg rodzica nie pozwala mu regulować tego, co się w nim dzieje i jego „obieg stresu” jest bardzo silny.
Tak myślę, że to wcale nie jest jego wina. (Jego winą może być brak motywacji, żeby zmienić własne zachowanie. Bo redukcja agresji jest możliwa, zaraz zobaczymy, w jaki sposób.) Nikt sam nie wybrał, że nie okazywano mu w dzieciństwie czułości, jest to kwestia przypadku. Nasze dzieciństwo i to, co wtedy przeżyliśmy, wpływa na nasze dzisiejsze zachowanie więcej niż mogłoby się nam wydawać. Polecam Wam na ten temat książkę Isabelle Filliozat „Nie ma rodziców doskonałych”.
Jak temu zaradzić?
Wbrew pozorom osobie, której ciało migdałowate jest bardzo aktywne, można pomóc. Isabelle Filliozat proponuje kilka sposobów, żeby zmniejszyć przemoc wobec dziecka. Po pierwsze, dzięki regularnej medytacji wytwarzają się połączenia między „strefą emocjonalną” i „strefą przedczołową”. Po drugie uwalnianie i okazywanie emocji i uczuć oraz pomoc psychoterapeuty przyczynia się do lepszego radzenia sobie z emocjami. Bardzo ważne jest, żeby tłumione uczucia wydostały się na zewnątrz. W przeciwnym bowiem razie istnieje ryzyko, że przekażemy tę „agresywne” geny naszym dzieciom (inne odkrycie w dziedzinie neuronauki). Następnie, zmiana sposobu odżywiania może zmniejszyć stopień agresji u człowieka. W tym celu należy ograniczyć cukier i gluten, a zwiększyć zasoby w kwasy tłuszczowe omega-3. (Eksperyment w holenderskich więzieniach wykazał, że polepszenie jakości posiłków u skazanych, redukuje u nich agresję i antyspołeczne zachowania.) Więcej ruchu (dla każdego) oraz neurotrening (dla bardzo zmotywowanych) także pomagają w regulowaniu własnych emocji i reakcji na otoczenie.
Tak więc fatalizm nie istnieje, nasze zachowanie zależy już teraz od nas:). Tylko, że od tej pory za każdym razem, kiedy zdenerwuję się na Jaśka, będę miała wątpliwości: no to co z tą czułością w moim dzieciństwie: czy było jej wystarczająco? Ale na szczęście są też inne czynniki wyjaśniające nasze zachowanie wobec innych: nasze samopoczucie, obecność lub brak poważnych problemów w danym momencie etc. Ufff!
A co Wy o tym myślicie? Przyznaje się, że dało mi to do myślenia:). Podzielcie się z nami swoją reakcją, może być anonimowo:).
[gs-fb-comments]
Z drugiej strony badania mówią, że nadmierna czułość wobec dziecka może wychować jednostkę psychopatyczną lub nadwrażliwą. We wszystkim musi być umiar.
Nie za bardzo wiem, jak to rozumieć, ale na wszelki wypadek proszę: tylko bez przemocy!!! Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo ciekawy artykuł. Nie mam swoich dzieci, ale patrząc na reakcje rodziców w przestrzeni publicznej to chyba niestety u znacznej części nie wykształciły się receptory oksytocynowe. Wiesz może czy można to odnieść też do reakcji na płacz obcego dziecka?
Dziękuję☺. Można, ale jest to indywidualna sprawa każdej kobiety. Niektóre właśnie poprzez własny czuły stosunek do obcych dzieci odkrywają, że pragną zastać matkami. No pewnie nie przez płacz dziecka, ale kiedy trzymają na rękach czyjeś dziecko albo je przytulają. Pozdrawiam serdecznie!
Ciekawy artykuł i wreszcie znalazłam odpowiedz dlaczego staje sie agresywna kiedy moj 9-miesięczny synek wrzeszczy tak głośno, ze moje niezwykle wrażliwe uszy zaczynaja bolec i czuje jakby w mojej głowie nagle ciśnienie uleglo zmianie a uszy same sie zatykają tak samo jak będąc w samolocie… Swoją droga nie wiem czy takiego dziwnego „poczucia” w uszach nie powinnam sprawdzić bo długo tak nie pociągnę szczególnie jak moj mały naprawde potrafi sie drzeć baaardzo głośno dla zabawy czego ja nie potrafię ścierpieć…
Bardzo dobry artykuł. Ja niestety również nie potrafię cierpliwie znosić głośnego płaczu mojego 15 miesięcznego synka:( Od razu włącza mi się mega agresor, aż sama się siebie boję, a co dopiero myśli takie maleństwo? Zdarza mi się niestety krzyczeć na niego, coś w stylu „No i czego się znowu drzesz??” albo gwałtownie podnieść go do góry. Dosłownie za kilka sekund przychodzą takie wyrzuty sumienia i wstyd, że zaraz go przytulam, a niekiedy razem z nim płaczę:( Prawdą jest niestety w moim przypadku, że w domu nie okazywano mi za wiele czułości (tzw. zimny chów) i jak widać ma to swoje przykre skutki. Do tego dochodzi stresująca i odpowiedzialna praca plus zero pomocy przy dziecku ze strony rodziny, jesteśmy z mężem totalnie sami, nie mamy nawet chwili wytchnienia. Bardzo chce coś z tym zrobić, nie chcę aby dziecko wychowywało się w takiej atmosferze…zderzając się z agresywną matką choleryczką:( Na razie zaczęłam od uspokajających środków ziołowych, ale jak to nie pomoże to pomyślę coś dalej.