Czy teoria przywiązania coś Wam mówi? To bardzo ważny koncept, który pozwala nam zrozumieć niektóre kaprysy naszych dzieci. Czy zdarza się Wam, że dziecko, które zachowuje się porządnie w przedszkolu, szkole, czy w towarzystwie babci, jak tylko Was zobaczy, wpada w szał? Jakby tylko czekało, aż mama się pojawi, żeby pokazać, do czego jest zdolne! Niesamowite, prawda? A przecież wprost przeciwnie, powinno się cieszyć na nasz widok i pokazać to nam, bo przecież jesteśmy jego jedyną, ukochaną mamusią… A nie umęczyć nas do tego stopnia (fizycznie i psychicznie), że czasami zastanawiamy się, czy nie ma nam czegoś za złe… Dlaczego właśnie na mnie dziecko się wyładowuje, a nie na innych, którym rezerwuje przyjemne chwile: tacie, babci, czy opiekunce? 

 Teoria przywiązania Johna Bowlby

Teoria przywiązania, zdefiniowana przez Johna Bowlby wyjaśnia, że w pierwszych dziewięciu miesiącach życia dziecko przywiązuje się w specyficzny sposób do osoby, która się nim zajmuje. Na ogół jest to mama, bo to ona jest najbardziej obecna przy dziecku po urodzeniu. Ale może to być także ktoś inny: babcia, opiekunka, tata, jeżeli to któreś z nich spędza z nim większość czasu. W pierwszym okresie życia, wciąż jeszcze bezbronne i zależne od innych dziecko potrzebuje bowiem kogoś, kto zapewni mu bezpieczeństwo. U innych ssaków, to przywiązanie wytwarza się od razu, u ludzi zajmuje to trochę więcej czasu. Tak więc dziecko widzi, że mama (najczęstszy przykład figury przywiązania) opiekuje się nim, zaspokaja jego potrzeby, przychodzi na jego zawołanie etc. I zaczyna jej ufać, bo rozumie, że jej na nim zależy i nie pozwoli ona, żeby stała mu się krzywda. Ta relacja nie zanika z dorastaniem dziecka, ale na ogół rozwija się i umacnia.

Uwalnianie emocji

W starszym wieku, przejawia się ona w inny sposób. Sposób, który zresztą nie zawsze nam, mamom, odpowiada. Kiedy po całym dniu odbieram synka ze szkoły, zmęczona po pracy, przejazdach i zakupach, on korzysta z okazji, żeby wpaść w złość przy pierwszej lepszej okazji. Zatrzymujemy się w sklepie, żeby kupić chleb? On koniecznie chce ciastko z kremem. Wchodzimy do domu i myjemy ręce? On teraz rąk nie umyje, tylko położy się na kanapie z ulubionym komiksem. Jak to możliwe? Przecież przez cały dzień tak poprawnie się zachowywał, w szkole jest „grzeczny”, opanowany i nie sprawia kłopotów (uwaga na etykietki). Potrafi więc się kontrolować, więc dlaczego nie w domu? Dlaczego nie przy mnie? Bo przez cały dzień nagromadziło się u niego stres i napięcie, i nareszcie może dać im upust. Przy mamie czuje się bezpiecznie, bo, jak mówi teoria przywiązania, mama jest jego główną figurą przywiązania. Po całym dniu separacji, na widok mamy wyzwala się u dziecka oksytocyna. Jej pojawienie się w mózgu odpręża i odpuszcza „zamki” powstrzymujące do tej pory stres. Stres i emocje wydostają się więc na zewnątrz, stąd te wybuchy złości, rozdrażnienia i „nieodpowiednie zachowanie” dziecka.

 Tata, babcia, inne bliskie osoby

Ktoś może powiedzieć, to takie niesprawiedliwe. A inni bliscy członkowie rodziny? Tata, babcia? Wszystko zależy od wspólnie spędzanego czasu i relacji, jaką dziecko z nimi stworzyło. Dlatego też często się zdarza, że kiedy tata wraca z pracy i bawi się z nim przez pół godziny, zachowuje się ono idealnie. „Jak to nie możesz sobie z nim poradzić, ja nie mam z tym żadnego problemu” – pada odpowiedź na nasze wątpliwości co do zachowania dziecka, kiedy jest z nami. Dlaczego? Dlatego, że to mama spędza z nim więcej czasu, bo to mama jest główną figurą przywiązania, a nie tata. (Nie zawsze, ale jednak najczęściej.) Nie jest to więc kwestia autorytetu, ani metod wychowawczych, ale natury przywiązania, które wytworzyło się między dzieckiem a mamą.

Co zrobić?

Dlatego też staram się pamiętać, że zachowanie synka nie jest intencjonalne i że w żaden sposób nie zamierza się na mnie wyżyć. (Co czasami nie jest łatwe, w zależności od intensywności jego zachowania.) Próbuję przypomnieć sobie, że odczuwa on biologiczną potrzebę, żeby dzięki wydzieleniu się oksytocyny, wyzwolić presję, która nagromadziła się jego ciele przez cały dzień spędzony w szkole.

I co wtedy? Pomóc mu wyzwolić tę energię: niech tańczy, krzyczy, biega, bo to właśnie umożliwi mu pozbycie się jej i dzięki temu poczuje się lepiej. A ja razem z nim. Czasami tańczymy razem, naprawdę dobrze nam to robi.

PS Podobno to zdenerwowanie dziecka można porównać do naszego napięcia przedmiesiączkowego. Może to lepiej pomoże nam zrozumieć, co ono wtedy odczuwa? 🙂

Źródło: Isabelle Filliozat „ W sercu emocji”

 

A jak jest u Was? Napady złości po powrocie do domu, które nie wiadomo, skąd się wzięły? Czy i Wy je znacie? I czy teoria przywiązania przekonała Was? Podzielcie się z nami Waszymi doświadczeniami na ten temat, jeśli macie na to ochotę:).

 

[gs-fb-comments]