Zaproponowałam Natalii z blogu „Z cukrem albo wcale”, żeby podzieliła się z nami swoimi sposobami, jak zachować spokój w trudnych sytuacjach w relacjach z dziećmi. Oto doświadczenie i refleksja Natalii, mamy dwuletniego Szymona.

Każdy rodzic wie, że wychowanie dzieci to bieg z przeszkodami. Takimi, które wyrastają na naszej drodze niespodziewanie, szybko i na dodatek cały czas mutują. W przypadku dwu-, trzylatków mutacja przebiega niezwykle emocjonalnie, w dosłownym tego słowa znaczeniu. W grę bowiem zaczynają wchodzić emocje, coraz silniej przez maluchy odczuwane, które trudno im jest nazwać i opanować. To trudny moment rozwojowy również dla rodziców. Jak zachować spokój kiedy dziecko wpada w histerię, płacze, krzyczy? Kiedy wydaje się, jakby było zamknięte w grubej bańce, której nijak nie da się przebić?

Tylko spokój może nas uratować!

Tak jak już kiedyś pisałam u siebie na blogu, dobrym sposobem jest mentalne przeistoczenie się we wróżbitę Macieja w połączeniu z mistrzem jogi. W skrócie – mistrz jogi to wiadomo, spokój i opanowanie. A wróżbita Maciej po to, żeby wyobrazić sobie sytuację, która będzie miała miejsce za kilka minut. On podobno umie patrzeć w przyszłość, my spróbujmy zrobić to samo. Przecież ta histeria nie będzie trwała do końca świata, ona się zaraz skończy. Z taką świadomością jest zdecydowanie łatwiej.

zachować spokój

Wypoczęty rodzic to opanowany rodzic

Oprócz tego – trochę może niecodziennego – sposobu na ukojenie własnych nerwów, chciałam podpowiedzieć jeszcze dwa kolejne. Po pierwsze (choć wiem, że może to być czasem trudne) pomaga bycie wypoczętym rodzicem. Na tyle, na ile to oczywiście możliwe. Powód jest bardzo prosty. Wypoczęty rodzic ma więcej cierpliwości.

Wszyscy bywamy czasem turbo zmęczeni. Brak snu, nadmiar pracy, stres, milion rzeczy do wykonania na co dzień. W zasadzie nie ma znaczenia, czy mówimy o mamie na “urlopie” macierzyńskim, czy o takiej, która już wróciła do pracy. Każdej z nas zdarza się zapominać o sobie. Dziecko zasnęło dziś wcześniej? Spoko, to akurat sobie umyję podłogi i zrobię sałatkę. Dziadkowie zabrali malucha na spacer? A trzasnę trzydaniowy obiad! Zastanówmy się, czy taka umęczona matka jest potem w stanie opanować się w trudnej sytuacji? Zachować spokój? Czy będzie oazą spokoju, kiedy dziecko dostanie napadu histerii, bo poduszka nie znalazła się w idealnej konfiguracji z kołdrą? Będzie jej na pewno baaaardzo trudno.

Czasem naprawdę trudno jest zachować spokój…

I nie, nie użyję tego irytującego słowa “wystarczy”. Bo mogłabym napisać, że “wystarczy” o siebie zadbać, znaleźć czas dla siebie i będzie lepiej. Wiem, że to nie jest takie proste. Cóż jednak mogę powiedzieć, musimy czasem zawalczyć o swoją psychikę i się odstresować. Podam przykład z własnego podwórka, choć nie jestem wcale z niego dumna. Miałam taki moment, że już wszystkiego było dla mnie za dużo. Kilka intensywnych dni, stres, niedospanie, byłam turbo zmęczona. I wtedy nawet mój mąż zauważył, że coś jest nie tak. Że ja się do naszego dziecka odnoszę zupełnie inaczej niż zazwyczaj. (Zwykle bywa tak, o czym też już kiedyś pisałam, że nawet jak się wewnętrznie wściekam na dziecko, to nikt poza mną o tym nie wie.) Ze smutkiem musiałam przyznać mu rację.

Na szczęście w zanadrzu mieliśmy voucher na masaż. Zapisaliśmy się, wzięliśmy wolne w pracy, dziecko do żłobka, a my do salonu. Możecie wierzyć lub nie, ale ta godzina w gabinecie przyniosła mi tak wiele dobrego w relacji mama-dziecko, że sama byłam w szoku. Potrzebowałam się po prostu wyciszyć, odpocząć, trochę zwolnić. Wystarczyła godzina. I te same sytuacje, które dzień wcześniej doprowadzały mnie do furii, teraz w żadnym wypadku nie były w stanie wyprowadzić mnie z równowagi.

zachować spokój

Druga ważna rzecz – dziecięca psychika

Warto też uświadomić sobie, jak działa psychika dziecka i nieustannie o tym pamiętać. Jeśli wiem np., że niemowlak nie jest aż tak sprytny, żeby wymuszać na rodzicach wzięcie na ręce. Albo że dwulatek nie ogarnia zdania pt. “śniadanie będzie za 15 min, poczekaj spokojnie” – jest mi zdecydowanie łatwiej. Osobiście zawsze powtarzam sobie, że to nie moje dziecko się niecierpliwi, tylko jego nie do końca rozwinięta kora przedczołowa. Jest to taka część mózgu, która rozwija się nawet do 25 roku życia. Odpowiada m.in. za kontrolowanie i przetwarzanie emocji. Dobiera też zachowanie do konkretnej sytuacji. Dzięki niej nie robimy dzikiej awantury szefowi, który mówi nam, że w przyszłym miesiącu spodziewa się lepszych wyników naszej pracy. Mimo że w środku się gotujemy.

Dzieci tego nie mają. Nie podoba im się ułożenie zabawek na półce? Lalka siedzi obok innego misia niż zwykle? NO NIEEEEE, MAAAAAMOOOO, JAK TO MOŻLIWEEEEEEE?!?!?! Czujecie to? To nie dziecko się wścieka, ona ma korę przedczołową dopiero w początkowym stadium, nie ma na to wpływu. Pewnie kora przedczołowa sporej części czytających ten tekst jest w pełni rozwinięta dopiero od niedawna. Nie oczekujmy więc cudów po kilkuletnim dziecku.

Emocje, emocje, emocje… 

Maluchy czasem tracą panowanie nad emocjami i nie potrafią ich nazwać, co pogłębia ich frustrację z tym związaną. Dlatego staram się nazywać uczucia mojego dziecka. Wszystkie – te fajne i te raczej mniej przyjazne. Potem w napadzie histerii często pomaga jedno krótkie zdanie: “jest ci smutno, prawda?”. Widzę wtedy, jak mój synek oddycha z ulgą – jakby chciał powiedzieć: “tak, jestem smutny, tylko zapomniałem jak to się nazywa i że jest takie coś, dzięki za przypomnienie, mamuś!”. Nie bójmy się mówić dziecku, że jest mu smutno, przykro, że jest na coś złe itp. Często pomaga wypowiedzenie tych emocji na głos. Nie mówię, że zawsze. Ale często, a to już coś 🙂

A co Wam pomaga zachować spokój w trudnych sytuacjach? Jak sobie z nimi radzicie? Podzielcie się z nami Waszymi refleksjami na ten temat w komentarzach pod tekstem.