Często słyszy się, że dzieci są jak gąbki. Na ogół używa się tego porównania, myśląc o chłonności umysłu dziecka, który umożliwia mu naukę i przyswajanie nowych informacji w zaskakującym tempie. Szczególnie informacji o otaczającym go świecie i jego funkcjonowaniu. Albo też o naśladowaniu zachowań rodziców. Dzieci obserwują nasze zachowanie i reakcje, a następnie imitują je w odpowiednich do tego sytuacjach. Ale ja chciałabym napisać o innej właściwości dzieci, związanej z ich „gąbkowym” charakterem: odczuwaniu wszelkich emocji wokół nich, nawet tych najbardziej skrywanych.
Co to znaczy, że „dzieci są jak gąbki”?
Żeby wyjaśnić to zjawisko, najbardziej odpowiednim porównaniem wydają mi się czułki na głowie owadów pełniące funkcje zmysłowe. Wyobraźmy sobie, że dzieci mają na głowie swego rodzaju czułki / czujniki / sensory, i wychwytują nimi emocje i uczucia, które znajdują się wokół nich. Dzieci wchłaniają emocje w ten sam sposób, w jaki gąbka wchłania płyny. (Dzieje się tak za sprawą neuronów lustrzanych, które pozwalają nam przeczuć stany emocjonalne drugiej osoby.) Wrażliwsze na otoczenie niż większość dorosłych, czują i absorbują emocje, w których ewoluują. Często tego po nich nie widać. Nie widać, że duszą w sobie emocje przekazane im (nieświadomie) przez najbliższe otoczenie. Jeżeli są one pozytywne, nie sprawia to większego problemu. Ale jeśli w grę wchodzą emocje czy uczucia negatywne, jest to bardziej skomplikowane. Odbija się to bowiem niekorzystnie na ich własnym samopoczuciu.
Czy pamiętacie film „Mikrokosmos”? Jeśli tak, to na pewno wiecie, o czym mówię. Wyobrażam sobie głowę owada z długimi czułkami, który patrzy prosto mi w oczy. I w jego oczach odbija się wszystko, co przeżył i czego był świadkiem. Gdy zamienię (w myślach) głowę owada na głowę Jaśka, nagle przypominam sobie o wrażliwości dzieci.
Kiedy dziecku jest źle…
Kiedy mamy wrażenie, że naszemu dziecku jest źle, gdy jest smutne albo markotne, próbujemy dowiedzieć się, co się z nim dzieje. Czy coś nie tak w szkole, albo w przedszkolu? A może z kimś się pokłóciło? Podobnie, kiedy staje się ono nagle nerwowe, agresywne, zamknięte w sobie, czy niespokojne. Tym bardziej, gdy trwa to dłuższy czas i przyczyna wydaje się poważniejsza niż zakaz oglądania filmu albo kłótnia z kolegą. Często dziecko nie jest w stanie wytłumaczyć, co spowodowało zmianę jego zachowania. Czuje, że jest mu źle, ale nie umie nazwać tego, co przeżywa. A my myślimy, zastanawiamy się, analizujemy jego codzienność, relacje i zajęcia. Rzadko jednak szukamy przyczyny w… nas samych.
Kiedy myślę o potencjalnych problemach Jaśka, oddalam się od swoich własnych. Wydawałoby się, że dobrze mi to robi. Do tej pory miałam wrażenie, że dzieciństwo to taki błogi okres. Wcale nie. Odkąd Jasiek zaczął chodzić do szkoły, zdaję sobie sprawę, że przechodzi on przez to, przez co sama nie miałabym ochoty przechodzić. (Odrabianie lekcji, konflikty ze starszymi kolegami, gniew nauczycieli…) Choć oczywiście ma także ono swoje dobre strony.
Kiedy rodzicowi jest źle…
Co robimy, kiedy dziecku jest źle? Próbujemy mu pomóc, żeby było mu lepiej. A kiedy nam jest źle? Często czekamy, aż samo przejdzie. Albo dusimy w sobie, zamiast szukać pomocy, jak zrobilibyśmy to w stosunku do naszego dziecka, czy innej bliskiej nam osoby. A jeśli smutek /niepokój /rozdrażnienie dziecka jest związane z nami? Z tym, co właśnie przeżywamy: ze stresem w pracy, z problemami w rodzinie, z rozchwianiem emocjonalnym spowodowanym tysiącami innych przyczyn. Bo przecież „dzieci są jak gąbki”. To co wtedy? Często zdarza się, że złe samopoczucie czy problemy dziecka są jedynie symptomem naszego własnego cierpienia. Dziecko odczuwa, co przeżywamy i przejawia się to w jego samopoczuciu. „Współczuje” ono z rodzicem, czyli „współ-odczuwa”.
W sumie jest to trochę paradoksalne. Z jednej strony za bardzo przejmuję się reorganizacją w pracy, budzę się w nocy i cierpię na bóle brzucha. Z drugiej Jasiek jeszcze do tego dorzuca, bo ostatnio jest markotny i bez powodu wpada w złość. Mogłabym pomyśleć, że robi specjalnie, że jeszcze bardziej mnie pogrążyć. A przecież jest odwrotnie.
Kiedy jest nam źle
Jeśli nie znajdujemy przyczyny zmiany zachowania u dziecka, mimo wysiłków, zajmijmy się sobą. Często się zdarza (opowiadania psychologów), że gdy tylko rodzic poradził sobie ze swoimi trudnościami, samopoczucie dziecka od razu powróciło do normy. Czy przypominacie sobie, jak należy zachować się w samolocie w razie spadku ciśnienia w kabinie? „Maskę oddechową zakładamy najpierw sobie, potem dziecku”. Oczywiście, jeśli funkcje życiowe dziecka są zagrożone, pomagamy dziecku od razu, to nie ulega wątpliwości. W normalnej sytuacji jednak lepiej robić wszystko po kolei. Z doświadczenia wiemy, że trudno skupić się jednocześnie na pomocy dwom osobom. Podobnie jak wcielić w życie kilka projektów wymagających dużej ilości energii i zaangażowania z naszej strony.
Czyli wszystko po kolei. I wiecie co? Jest to doskonała wymówka, żeby zapisać się na jogę, bo dobrze mi to zrobi. (Tak jakbym ja, dorosła i decydująca o sobie osoba, potrzebowała wymówek, żeby zrobić coś dla samej siebie. Ale czasem tak jest, sami o tym wiecie.) Jeśli jest mi dobrze, to i mojemu dziecku będzie lepiej. Rodzice są mniej zestresowani, mają swoje własne życie i przyjemności. Dzięki temu stają się przyjemniejszym towarzystwem dla własnych dzieci. I każdy na tym wygrywa.
Nasze dzieci są jak gąbki
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam wyrażenie „dzieci są jak gąbki” (a było to w ramach ostrzeżenia), zaraz po urodzeniu Jaśka, przyznam że, trochę się przestraszyłam. Przestraszyłam się tej ogromnej odpowiedzialności, jaka na nas ciąży, na nas rodzicach. Na szczęście ma to także swoje dobre strony. Nie tylko pozwala nam dorosnąć (a właściwie zmusza nas do tego), ale również zachęca nas do zadbania o siebie. Bo dobro małego człowieka od nas zależy. Nie tylko dobro fizyczne, ale także emocjonalne. Co tak naprawdę jest dużo trudniejsze do zapewnienia, ale i o ile bardziej pasjonujące!
Teraz nie ma już możliwych wykrętów, żeby nie zająć się sobą od czasu do czasu i nie zadbać o swoje samopoczucie. Wieczór z dobrą książką? Wypad z koleżankami na miasto, do kawiarni? Wizyta u kosmetyczki? Restauracja we dwoje? Przyniesie to korzyść nie tylko nam, ale i naszym dzieciom. Polecam!
Czy Wy także zauważyliście, że Wasze samopoczucie wpływ na nastrój Waszych dzieci? Opowiedzcie nam o tym:).
[gs-fb-comments]
Dziękuję za ten artykuł do stawania się lepszym opiekunem każdego dnia 🙂 Najcenniejsze to uśmiech mojego psiaka każdego dnia. Dzieci uwielbiam i największym uznaniem są słowa: Kocham Cię ciocia 🙂 Dbaj o Siebie by zadbać o drugą osobę. Karma wraca 🙂
Dziękuję Kasiu za to słuszne spostrzeżenie☺. To prawda, że główna myśl artykułu o tym, że zanim pomożemy komuś, powinniśmy najpierw pomóc sobie (bo nasza pozytywna lub negatywna energia udziela się innym), może odnosić się do każdej osoby, nie tylko do dzieci. Pozdrawiam serdecznie!
Święta prawda, dzieci są świetnymi obserwarorami i nas naśladują
Dlatego tak ważne jest, żebyśmy dawali im dobry przykład☺. Pozdrawiam serdecznie!
Ja też jak przeczytałam „dzieci są jak gąbki” pomyslałam o tym w kontekście nauki i przyswajania wiedzy, bo o tym najczęściej się słyszy. Zazwyczaj myślimy, że nasze problemy są tylko nasze i tylko nas dotyczą, a tak naprawdę odbijają się one na osobach z naszego otoczenia i one też to odczuwają.
Tak, to ciekawe, z jednej strony negatywne, bo nasze lęki czy problemy mogą negatywnie odbić się na samopoczuciu innych osób, ale z drugiej pozytywne, bo udowadnia, że jesteśmy ze sobą ścisłe powiązani. Pozdrawiam serdecznie!