Kiedy przeczytałam „The day at the beach” Arthura Gordona, pomyślałam, że to opowiadanie doskonale pasuje do powiastek filozoficznych, o których wcześniej pisałam. Podobnie jak „Jeśli opinia innych” i Historia Bucefała” w obrazowy sposób przedstawia uniwersalny problem w zrozumiałym nam kontekście. Proponuje ono interesujące podejście do trudności z przytłaczającą nas rzeczywistością. Kiedy brakuje nam sił, kiedy nic nas nie cieszy, kiedy mamy wrażenie, że nie istnieją dla nas żadne perspektywy… Rozwiązaniem może okazać się swego rodzaju powrót do źródeł, pozwalający odnaleźć się w dość nieoczekiwany sposób. Przytoczę historię w całości, bo myślę, że warto się z nią zapoznać.

 Osobliwa jednodniowa terapia

„The day at the beach” dotyczy okresu, w którym autor stracił entuzjazm i energię do życia. Zwrócił się on o pomoc do lekarza. Nie znalazłszy fizycznej przyczyny apatii autora, lekarz zaproponował mu jednodniową terapię. Miał on jednak wykonać wszystkie zalecone mu przez niego wskazania, począwszy od udania się do miejsca, w którym był w dzieciństwie szczęśliwy. Podczas spędzonego tam dnia wolno mu było spożyć posiłek, ale nie mógł z nikim rozmawiać, ani czytać, pisać, czy słuchać radia. (Dzisiaj byśmy dorzucili: nie używać telefonu czy Internetu.) Co trzy godziny (o 9-tej, 12-tej, 15-tej i 18-tej) miał także przeczytać nową „receptę” wręczoną mu przez lekarza.

The day at the beach

Od nabrania świadomości tego, co ważne… 

Następnego dnia, Gordon udał się na plażę swojego dzieciństwa. O 9-tej zapoznał się z treścią pierwszego zalecenia: Słuchaj uważnie. Nie bardzo rozumiejąc, o co lekarzowi chodziło, zaczął wsłuchiwać się w uderzenia fal, krzyk mew, powiew wiatru. Myślał o tym, co go przerasta, o potędze morza, o rytmie odgłosów i ciszy, poczuł w sobie spokój.

Po trzech godzinach słuchania, przeczytał kolejne polecenie: Spróbuj sobie przypomnieć. Przypomnieć? Może szczęśliwe chwile w dzieciństwie, momenty, dzięki którym życie nabiera sensu? Skupił się na wspomnieniach, od czego od razu poczuł się lepiej. 

… do próby odnalezienia wartości we własnym życiu

O 15-tej, Gordon otworzył trzecie polecenie: Przeanalizuj swoje motywacje. Zastanowił się: pragnął sukcesu, uznania, finansowego bezpieczeństwa. Na pierwszy rzut oka nie było w tym nic złego. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że czegoś brakowało. Dawania, dzielenia się, uczestniczenia… Wartości uwzgledniające dobro innych osób gdzieś zgubiły się po drodze.

Ostatnim zadaniem, przeznaczonym na 18-tą, było: Napisz na piasku swoje zmartwienia. Przy pomocy muszelki Gordon napisał na mokrym piasku swoje troski, po czym odszedł, wiedząc, że za kilka chwil zmyją je fale.

 „The day at the beach”

Opowiadanie Arthura Gordona „The day at the beach” ukazuje, w jaki sposób zdanie sobie sprawy z ułomności własnych motywacji może przyczynić się od odnalezienia brakującego nam sensu. Oczywiście często jest to dużo bardziej skomplikowane. Kilka godzin nie wystarczy na poradzenie sobie z przytłaczjącą nas codziennością. Uważam jednak, że jest to wspaniałe przedstawienie duchowej potrzeby człowieka, o której często zapominamy, goniąc za wartościami uznanymi  w naszym konsumpcyjnym społeczeństwie.

Co o tym myślicie? Czy to doświadczenie zainspirowało Was do refleksji? Podzielcie się z nami Waszym przemyśleniami na ten temat.